28 cze 2012

STRES (Stan WEWNĘTRZNY)

    • Trzymaj nerwy na wodzy! 

    Z cyklu” Życie jest piękne, życie jest wspaniałe”

    W młodszych latach mojego życia byłam okropnym nerwusem. Bardzo szybko można mnie było zirytować, czy zdenerwować. Kiedy czasem wracam myślami do tych sytuacji (a jest mi tak wstyd, że nie czynię tego często) … Mam wtedy ochotę przeprosić ludzi, którzy poczuli się przeze mnie urażeni… Może teraz staram się odkupić winy właśnie starając się pomóc innym?

    Zrobiło się troszkę nostalgicznie, a zmierzam do tego, że stres nie tylko działa negatywnie na Twoje zdrowie, ale też na zdrowie ludzi w naszym otoczeniu.



    Stres jest szkodliwy a „zawdzięczamy” mu negatywne wpływanie na funkcjonowanie naszego organizmu, chociażby:

    • Włosy - Łysienie! (Tak moja droga, wypadanie i łysienie plackowate jest wywołane wydzielaniem hormonu stresu!)

    • Głowa – Bóle! (Bóle, bóle i jeszcze raz migreny!)

    • Serce - Kłócia mięśnia przysercowego (Puls potrafi przyśpieszyć nawet trzykrotnie, co może spowodować palpitację czy arytmię)

    • Jelita -Tycie! (Kiedy się stresujemy zmienia się skład flory bakteryjnej co wpływa na obniżenie odporności i trawienia)

    Ponadto, stres powoduje wszelakie inne choroby takie jak wysokie ciśnienie, zaburzenie metabolizmu, depresje, a nawet przeziębienia czy ostatnio odkryte powiązanie z rakiem piersi. Pamietaj, że stres działa niczym niewidzialna broń biologiczna i dlatego naprawdę warto jest od niego stronić jak najdalej. Czasem ciężko jest utrzymać nerwy na wodzy, ale prawda jest taka, że jeśli uda Ci się opanować sytuację kryzysową wyjdziesz z niej z podniesioną głową.

    Tylko jak trzymać nerwy na wodzy?


    Eksperci mawiają, że istnieje kilka sprawdzonych sposobów na opanowanie nerwów, (jakże chętnie przeze mnie stosowanych):


    1. Wmawianie sobie, że jest dobrze, tzw. „Twój guru mieszka w Tobie”. Chodzi tu o to, aby stosować techniki relaksacyjne, chociażby głęboki oddech czy medytację, kiedy zaczynasz się denerwować. Proponuję odkryć jakąś taką frazę, tzw. sugestię relaksującą, wprawiającą w lepszy humor. Moja osobista to: „Życie jest piękne, życie jest wspaniałe” i działa super! Za kradzież praw autorskich nie będę karać. Jeśli i na Ciebie zadziała używaj jej! Przynajmniej spróbuj. Jeśli nie, wybierz coś swojego – byle nie negatywnego jak „otaczam się wśród dupków” (tu jest miejsce na „ha ha ha”), niech to będzie optymistyczny gest zachęcający do stawienia czoła nerwom.

    1. Jeśli sytuacja robi się negatywna  - uciekaj! Tego nauczyłam się po porodzie. Uczestniczyłam wtedy w klasach dla świeżo upieczonych mam. Jedna z kobiet prowadzących powiedziała:, „Jeśli Twoje dziecko Cię zdenerwuje a Ty czujesz, że zaraz wybuchniesz, zostaw go w łóżeczku, i wyjdź z pokoju”. Co? Pomyślałam. Mam zostawić płaczące dziecko?”. Tak, bowiem coś w tym jest. Otóż wychodząc z pokoju miałam czas na uspokojenie się. Na zrobienie kilku wdechów i przeanalizowanie sytuacji. Zamiast myśleć „Tylko nie to! O mój Boże”, przerzucam się na myśl: „W porządku, mam problem, a teraz obmyślam plan jak go rozwiązać”. O wiele łatwiej podejmuje się decyzje i analizuje sytuacje, kiedy się ma czysty umysł. Bo tak naprawdę to nie problem jest ważny, ale jak Ty sobie z nim radzisz.

    1. Ćwiczenia – eksperci twierdzą, że wystarczy jedynie 15 min dziennie, by uwolnić wystarczającą ilość endorfiny poprawiającej samopoczucie. Każda z nas ma różne podejście do ćwiczeń. Dla tych najbardziej opornych polecam spacer i opcja schody (zamiast windy). Dla kobiet chcących, ale czasu niemających: 30-to minutowe ćwiczenia przy ulubionym serialu lub wiadomościach w domu, a dla zdyscyplinowanych siłownię (cały ten temat jeszcze zostanie rozwinięty). Polecam również inną bardzo przyjemną formę relaksacji, ale do tego będzie nam potrzebny partner… Na pewno same nie jednokrotnie zauważyłyście, że po większym wysiłku mamy uczucie „wyżycia się”, czy „odreagowania”. To działa. Na prawdę.

    1. Sen – tak, tak drogie Panie. Bardzo dobrze nam znany poczciwy sen, który to przez ostatnie dwa dni gościł na łamach NADOBNA. Jak sen może wpłynąć na stres? Rzadko, kto denerwuje się - śpiąc (no chyba, że nawiedzi nas jakiś koszmar). A tak na poważnie, nocny sen pomaga stabilizować hormon odpowiedzialny za nastrój (serotoninę). Działa to również w drugą stronę – gdy przerywasz sen, mózgowi ciężko jest wrócić do naturalnej równowagi. Dlatego ważne by odpowiednio „nastroić się” przed snem by był spokojny i przede wszystkim nieprzerywany. Więc po raz wtóry powtarzam – sen to zdrowie!

    Inne wspomagacze:

      • Melisa (napar z liści melisy działa uspokajająco)

      • Magnez (może to być suplement w tabletkach, normalizuje - czyli przywraca do normalności czynność serca i układu nerwowego)



      • Tabletka uspokajająca w ostateczności naturalnie...



    Po ponad dwóch latach walki ze samą sobą, nadal zdarza mi się wybuchnąć (jestem tylko człowiekiem). Odkryłam jednak, że zwykle zdarza mi się to z powodu bezsilności czy braku rozwiązania. Wtedy bardzo szybko staram się wyjść na prostą, powiedzieć sama do siebie wprawiającą mnie w lepszy humor, wcześniej wspomnianą frazę:


      „Życie jest piękne, życie jest wspaniałe”…

      …przeanalizować problem, znaleźć rozwiązanie, wyciągnąć z niego wnioski (toż to najlepsza szkoła życia!) i żyć dalej. Nie zawsze działa, ale wierzę, że troszkę więcej praktyki i stanę się mistrzem.

      Poniekąd postrzegam zachowania takie jak: okazanie silnego zdenerwowania, krzyk czy fochy jako oznakę słabości. I wracam do pierwotnego wątku, czyli bezsilności. Przecież krzykiem czy obrażaniem się nie poprawimy sytuacji. Większość młodzieńczych lat spędziłam raczej w towarzystwie chłopaków (pewnie było to silnie powiązane z faktem, że miałam starszych braci). Będąc małą dziewczynką dziwiłam się, jak to jest, że faceci potrafią „po męsku” załatwiać swoje problemy. Przy pierwszej lepszej konfrontacji, dawali sobie po „pysku” a potem szli na wódkę i zapominali o problemie. „Jak tak można?” – zastanawiałam się poważnie. Pytałam mamy i starszych koleżanek. Jedyną odpowiedź, jaką otrzymałam to, ze to są faceci i ich nie zrozumiemy… A to wcale nie jest tak. Można się przecież tak dużo nauczyć od facetów. Naturalnie nie bicia ludzi, tego stanowczo odradzam! Ale np. tego by nie marnować czasu na stres, nerwy, krzyki czy fochy, tylko wyjaśnić sprawę na bieżąco (na ile to możliwe), wyciągnąć z niej wnioski i zapomnieć o kłopocie. Kobitki, przecież jesteśmy płcią piękną! Mądrą! Wspaniałą! Inteligentną! Potrafimy znaleźć inne metody komunikacji. A tym samym dbamy o nasze zdrowie i zdrowie naszych najbliszych!


      Pamiętajcie by stronić od stresu! Don't worry be happy! :-)


      P.S. 10 października – Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego


      P.S.2. Przy sesji zdjęciowej do dzisiejszego postu ucierpiała jedna kredka (mam  nadzieję, ze pierworodny nie będzie miał mi tego za złe).


      P.S. 3.  Polecam ciekawe linki:

      Jak uwolnić się od stresu: Ćwiczenia
      O szkodliwości stresu: Zanim wybuchniesz
      Stres, z psychologicznego punktu widzenia: Stres Psychologiczny

      27 cze 2012

      SEN cz. 2 (Stan WEWNĘTRZNY)


      • SEN

      Przyznać się bez bicia, która z Was po przeczytaniu wczorajszego wywodu pomyślała: „O – cwaniara się znalazła. Że sen jest zdrowy to i ja wiem. Ale to nie takie proste!”.
      Czy ów myśl nawiedziła Twój umysł? Jeśli tak to Cię teraz zaskoczę?! (a przynajmniej mam taką nadzieję).
      Zgodnie z wczorajszymi wywodami, argumenty przemawiają zdecydowanie „ZA” snem. Bądź, co bądź nie sposób się nie zgodzić, że sen jest bardzo ważny, i jakże zdrowy, dla organizmu…
      Ale jestem tylko człowiekiem i jak tu przekonać rozum, by w końcu iść do łóżka, skoro organizm (no przede wszystkim ja sama) nie odczuwał takiej potrzeby? Ja się zmusiłam. Postanowiłam sobie, że trafię do łóżka przed godziną 23 i się udało. Ale kiedy już zmusiłam się, i położyłam czyściutka i świeża w ulubionej piżamce  - zdarzyło się wielkie nic. Leżę… A to przewracam się z boku na bok… Oczy otwarte jeszcze bardziej niż w ciągu dnia (na przekór, wredne takie!) a ja wpatruję się w żyrandol rozważając o tym co przyniesie następny dzień.


      Co, kiedy liczenie baranów nie pomaga?



      Mam tu kilka wskazówek:


      1. Wyciszenie przed snem. Nauczyłam się tej praktyki podczas wychowywania pierworodnego. Jeśli do ostatniej chwili wieczorem biegał po domu jak szalony, zamiast usiąść, przejrzeć książeczkę czy obejrzeć bajkę (zasada 20 min w TV) - miał problemy z zaśnięciem. To, dlatego, że od momentu posprzątania zabawek, do umycia, przeczytania bajki i położenia do łóżka wszystko działo się tak szybko, że nie miał czasu się wyciszyć. I kiedy ja śpiewałam mu kołysankę, on wstawał w łóżeczku i mówił: „Mama ciem BMW”… Męczyłam się i ja i on, a przecież to nie o to chodzi. Odkąd 30 min przed wszczęciem procedury „Mycie-sen” światła w domu gasły i następowała „nuda” problemy z zaśnięciem zniknęły niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Jeśli działa na dziecko, zadziała i na dorosłego” – pomyślałam. Zaczęłam gasić światła i włączać w TV kanał z lekkimi tematami (kuchnia TV czy coś takiego, byle nie thrillery, horrory czy wiadomości!). I zadziałało.




      2. Uspokojenie myśli – czyli „karama” brak nerwów czy zbędnych myśli. Nie ma nic gorszego niż nerwy (ale o nerwach może więcej opowiem następnym razem). Optymalnym wręcz rozwiązaniem jest „bezmyślność”. Umysł to dziwny stwór, i potrafi plątać figle, jest rozsądny i potrafi sam sobie stanąć na drodze. Nauka tego stwora przełączania się na ustawienie „bez-myślowe”, przynajmniej w moim przypadku była jednym z nie lada wyzwań. Odkryłam, że nie umiem nie myśleć! Żaliłam się przyjaciołom i rodzinie, ale wiedziałam, że skutków to nie przyniesie, dopóki ja sama o to się nie postaram. Ale na tym etapie, przynajmniej, byłam świadoma, że o niczym nie myślenie wprawia w tryb senności, a to przygasza nasze troski i osłabia entuzjazm (w moim przypadku ADHD). Trochę trwało wmawianie mózgowi przed snem w łóżku, że jest pusty, i że w zamkniętych oczach jest tylko nudna czerń. Jednego dnia były mniejsze rezultaty, innego większe. Ale jest poprawa. Po prostu (i aż) trzeba opanować umysł i nauczyć się tej umiejętności.



      3. Praktyczne pomysły:

      • Przewietrz pokój - dokadne przewitrzenie pokoju przed snem ponoć pomaga
      • Wygodne łóżko - zadbaj, by Twe łóżko miało odpowiedznie wymiary, umożliwiające swobodne rozłożenie ciała oraz miekkość pozwalającą na rozluźnienie mięśni
      • Ruch w ciągu dnia -  badania dowodzą, iż aktywny tryb życia wpływa pozytywnie na szybsze zaśnięcie. Ćwiczenia, aerobik, siłownia, spacery sprawią, że organizm poczuje się "wyrzyty" i sam będzie domagał się snu.
      • Spokojny film czy książka - oby tylko nie obciążały naszego umysłu (juz wspominałam, żadnych thrillerów, horrorów czy wiadomości!)


      4. Domowe sposoby:

      • Suszone owoce - chociażby morele, banany czy daktyle, najważniejsze by były bogate w magnez, który łagodzi stres i poprawia funkcjonowanie naszego organizmu
      • Ciepłe mleko - dzięki "tryptofanu" aminokwasy występujące w naszym organiźmie są przekształcane neuroprzekaźnik w mózgu zwany "serotoniną" potrzebną dla lepszego snu.
      • Miód - wyższy poziom insulity w organiźmie wzmaga poczucie senności, i właśnie cukier zawarty w miodzie takowy wpływ powoduje. Można dodać do herbatki lub mleka. Podwyższy działanie.
      • Unikaj używek - w szczególności wieczorem, m.in. kawa, mocna herbata, procentowe trunki, gdyż przyśpieszają akcje bicia serca oraz podnoszą (lekko, ale podnoszą) ciśnienie krwi, co powoduje problemy z zaśnięciem
      • Zaspokój się - acha! wiedziałam, że to przykłuje Twoją uwagę! Chodzi mi naturalnie o to, by nie kłaść się spać głodnym, nadmiernie przejedzonym czy spragnionym, bo to często powoduje nocne przebudzenia.

      5. Ostateczność – herbatka z melisy lub validol. Mimo, iż problem z wyciszeniem mam w miarę opanowany, kiedy nadchodzą chwile zwątpienia, nie ważne jak bardzo wmawiam sobie, że jest pustka, czerń i bezmyślność, umysł otwiera nieznane mi dotąd drzwiczki, którymi wchodzą myśli. Te myśli napadają mnie niczym hieny padlinę na pustyni i nie pozwalają się odgonić… Właściwie, to od kilku dni mam ten problem. I ku zdziwieniu, dotyczy on tego miejsca, blogu NADOBNA i związane z tym niewiadome np.: Czy ktoś to w ogóle czyta? Jak te wywody są odbierane? itd… (Tak jestem tylko kobietą i problemy, które dla mego męża są błahe, dla mnie mają nieco głębszy wymiar). W takich sytuacjach sięgam po: 

      • herbatkę z Melisy (napar na bazie ziół Melisy)

      • Tabletka uspokajająca (w ostateczności, tak po 24:00) tabletka z kwasem izowalerianowym, który działa hamująco na czynność kory mózgowej w związku, z czym wywiera działanie uspokajające.




      I choć, de facto, to tylko ziółka – ostrzegam. Nie ma sensu brać tego zbyt często, bo jest to dość słabe (szczególnie herbatka) i po prostu przestanie na nas działać. Ponad to, czyż to nie etap: STAN WEWNĘTRZNY? Powinnyśmy zadbać o to, by umieć kontrolować swój organizm jak na jego Władczynie przystało i samemu postarać się pomóc i rozwiązać problem.

      Zatem życzę spokojnego wieczoru i kolorowych snów dziś wieczorem! Życzcie też tego mnie…



      P.S. Polecam ciekawe linki:

      Jak wyzbyć się problemów ze snem: Porady

      I baaardzo obszerny opis: Bardzo obszernie

      26 cze 2012

      SEN (Stan WEWNĘTRZNY)


       
      Ręka do góry, która z Was przesypia średnio 8 godzin na dobę? Oooo, chyba widzę taką jedną, lub dwie ręce wirtualne! Gratuluję! Świetny wynik.


       
      Przez pierwsze kilka miesięcy po porodzie, jak większość kobiet na tym globie, doskwierały mi nie przespane noce – nieodzowny „urok” macierzyństwa. Fakt, iż stopniowo z czasem przesypiałam więcej, tak naprawdę dopiero po roku czasu doświadczyłam, co to znaczy przespana noc (taka w 100% przespana). Dlaczego zatem, tak krótko odczuwałam potrzebę nacieszenia się chwilami, kiedy w końcu mogę się porządnie wyspać? W zamian preferowałam późne oglądanie TV, przeglądanie stron internetowych, nocne spotkania przy lampce wina etc (brzmi znajomo?), a przecież wcześnie rano do najwspanialszego aniołka nadal trzeba było wstać; nie wspominając o gotowości do pracy (jakby nie było chlebodawca musi dostrzegać zaangażowanie pracownika).


       
      Więc pytałam siebie: dlaczego? Dlatego, ponieważ po tak długiej przerwie potrzebowałam odreagować. I wszystko byłoby ok, gdybym trzymała się „zasady równowagi” i pozwalała sobie na „nocny upust z umiarem” - pozwolić sobie na szaleństwo raz w tygodniu (+ no, może jeszcze jedno mniejsze z koleżanką J. przy butli wina). Ale do tematu, w pewnym momencie doszłam do wniosku, że musze być bardziej konsekwentna wobec siebie, i choć było mi cholernie trudno zmusić się, by być w łóżku przed 23-cią, chociażby te 4 noce w tygodniu - zmusiłam się. I udało się.


       
      Jeśli chodzi o weekendy i opiekę nad potomkiem (śniadanie etc) – ów problem rozwiązałam strategicznie. Sobota rano należy do mnie. Niedziela – do męża (och, jaki on wspaniałomyślny! Przecież każda z nas wie, że sobota głównie kojarzona jest z, delikatnie mówiąc, imprezą – mimo to On zawsze w gotowości). Ale uwaga, nie bijemy się, za włosy nie ciągniemy i nie rozpisujemy grafiku na rok z góry, nie zostawiając luki na plan B! Takie jest Wspólne założenie, ale warto w sobotę rano przypomnieć o ustaleniach – po tym jak On się porządnie wyśpi). Polecam ugodę, jeśli występuje potrzeba zamiany niedzieli z sobotą, korona nam z głowy nie spadnie. Kwestia rozmowy i ustalenia potrzeb każdej ze stron wskazana.

      Chwila, przecież to wątek o śnie!? Zatem czem prędzej wracam do tematu…

      Może to na pierwszy rzut oka wydawać się trywialne, proste, oczywiste, ale sen jest bardzo ważny dla naszego organizmu. Dlaczego? Bo jak się nie wyśpimy, pod naszymi biednymi niewyspanymi oczami od razu pokazują się cienie, do tego mamy bladą cerę, która wzmacnia ich widoczność (Tak wiem, można zadziałać korektorem, ale znów wracamy do przykładu rdzewiejącego auta). Ów cienie – to znak od organizmu, że coś jest nie tak. O tak drogie Panie, nasz organizm chętnie i często daje znać, jeśli jest źle traktowany! Zatem warto odkryć ile czasu na sen organizm potrzebuje, żeby się wyspać (tak naprawdę zależy to od człowieka, ale średnio 7 – 9 godzin). Warto jest postarać się wysypiać regularnie przez kilka tygodni, żeby zobaczyć różnicę (u mnie była ogromna!).

      Ale brak snu to nie tylko słaby wygląd zewnętrzny. Podczas snu zachodzi wiele pozytywnych zmian w organizmie...


      Ekspert przekonywałby, w taki profesjonalny sposób: podczas snu zachodzi tzw. odnowa komórek, regeneracja systemu, który jest odpowiedzialny za przemianę materii, następuje przyśpieszenie przepływu krwi do mięśni i wzmaga się produkcja min. hormonów wzrostu. Znaczy to, że pod czas snu nasz organizm w końcu ma czas by się zregenerować czyli wypocząć i przygotować się na kolejny dzień.

      Zatem, Drogie Panie! Wystarczy regularnie się wysypiać, i my same ot tak, bez masaży, kremów i innych kosmetyków będziemy pięknieć! Czyż to nie cudowny i jakże tani sposób na wydobycie naszego piękna?


      P.S. Do matek karmicielek: Jeśli nadal zdarza Ci się nocne karmienie, nic nie szkodzi. Wszak to naturalny przebieg rzeczy. Powie Ci to każda kobieta, która ma starsze dziecko (przecież każda z nas przez to przeszła). Pamiętaj, że stan ten nie trwa wiecznie i skończy się prędzej niż myślisz! Póki co (jeśli wyżej wymienione argumenty przepowiadają bardziej niż chęć zajrzenia na fb) staraj się uskutecznić małą drzemkę np. w ciągu dnia, podczas drzemki potomka :-)


      P.S. Polecam kilka ciekawych linków:

      15 interesujących faktów na temat snu: Ciekawostki - SEN

      9 rad na dobry sen: 9 rad

      Co zrobic aby niemowle spało w nocy: PORADY

      Powody nocnych pobudek u malucha: link

      25 cze 2012

      Jest PLAN! (Stan WEWNĘTRZNY i Stan ZEWNĘTRZNY)

      Nie lękajcie się niewiasty! Skoro jesteśmy już, jakby nie było, w połowie tej naszej długiej drogi – przechodzimy do konkretów, oto PLAN wdrożeniowy:

      1. Stan wewnętrzny (a to nie lada wyzwanie!), w tym:
      • Sen,
      • Trzymanie nerwów na wodzy,
      • Kochaj siebie,
      • Kochaj życie!

      2. Stan zewnętrzny (zwany również fizycznym), m.in.:

      • Woda - niedobór vs. nadmiar
      • Zbilansowany tryb życia -  jesteś tym co jesz... :-)
      • Twarz i Szyja, bo jakby nie było to widzi każdy, to taka nasza "duża" wizytówka
      • Piersi, bo bluzki i sukienki z głębszym dekoltem są ładne :-)
      • Brzuch i Uda, bo dotyka nas obrzydliwa choroba XXI wieku - cellulit! :-( A czas to nasz wróg!

      Kolejność jak najbardziej nie przypadkowa!

      Kiedy podjęłam decyzję o napisaniu tego bloga kierowałam się głównie potrzebą przekazania Wam jak udało mi się poprawić sylwetkę (a przede wszystkim nieszczęsny brzuch). Posiadłam bowiem informacje i wiedzę do której nie potrafiłam dotrzeć przez ponad dwa lata po porodzie. Ta wiedza to głównie kremy, masaże i zabiegi króte wpływają na poprawę aparycji. Żałowałam, że nikt nie doradził mi (a może po prostu merytorycznie nie wytłumaczył) jak o siebie zadbać i wziąść się za siebie. Podczas planowania koncepcji NADOBNA oraz uczęszczania na zabiegi i czytania więcej na temat zdrowia kobiet dowiedziałam się, że tak na prawdę wszystkie te "cuda" nie będą mieć wysmienitych rezultatów, jeżli nie zadba się również o organizm od środka. To skłoniło mnie do uwzględnienia tu ważnych tematów tak jak sen, stres czy chociażby nadmiar wody w organiźmie. Ale zorientowałam się, że problem może leżeć gdzieś głębiej - w psychice (oraz ukrytych kompleksach), i dlatego wstępem do mojej przebytej drogi będą właśnie tematy związane ze stanem wewnętrznym, a nastepnie stanem zewnętrznym.


      XXI wiek jest ciężki dla kobiet. Chciałyśmy równouprawnienia – i go mamy. Mało, kto jednak przewidział fakt, że w miarę zwiększania ilości godzin przepracowanych poza domem, nie zmniejszają się nam obowiązki w domu. Tak, jak wspomniałam wcześniej, wiele rzeczy wymaga naszej uwagi (rodzina, dom, praca etc.) i również potrzebujemy jej my. I choć staramy się, aby nasi mężowie, partnerzy, dzieci pomagali nam w codziennych domowych obowiązkach czasu jak brakowało tak go brak.

      Innym ważnym aspektem jest fakt (a może tylko moje wrażenie?), że nasze otoczenie nie docenia osób, które dogadzają sobie (ale to zabrzmiało?!). Według wielu myślicieli (których zdanie popieram)...

      ... "aby być dla innych, należy przede wszystkim odpowiednio zadbać o siebie samych".

      Chciałabym jednak sprostować definicję „egoizmu”. Egoizm w moim rozumowaniu to sprawiedliwość. To umiejętność sprawiedliwego traktowania wszystkich (to trudne, ale na tyle na ile można - warto spróbować). Jeśli poświęcamy określoną ilość czasu potomstwu, mężowi, rodzinie, przyjaciołom, dlaczego nie miałybyśmy poświęcać czasu tylko sobie? To taki Egoizm Sprawiedliwy.

      A dlaczego chciałabym rozpocząć swe wywody rozpoczynając od właśnie stanu wewnętrznego a nie zewnętrznego? Już tłumacze, niczym na spowiedzi…

      Czy wiedziałyście, że według badań przeprowadzonych przez niezależną firmę Polki uprasowały się na trzecim miejscu najseksowniejszych Europejek? (dane). Toż to czołówka!!! To podium!!! Jak to, zatem możliwym jest, że targa nami brak pewności siebie? Ów wyróżnienie, wszak, potwierdza naszą urodziwość!

      Według mnie, ten powód osadzony jest gdzieś głębiej w naszej głowie i warto jest tam od czasu do czasu zajrzeć, oddać się refleksji i przypomnieć sobie jakimi wartościowymi kobietami jesteśmy…

      Drugą sprawą naturalnie, będzie poprawienie obecnego wyglądu (gdyż zakładam, że ciąża ciało troszeczkę wygnębiła, a nawet jeśli nie ciąża, to nasz wróg - czas) i popracować nad ciałem również wypada.

      Do niczego zmusić nie mogę, wszak na samym początku ostrzegałam, że każda z Was wybierze od NADOBNA to co najprzydatniejsze. Chodzi mi jedynie o to, iż dbając o swój wygląd zewnętrzny (nie przeznaczając czasu na stan ducha i zdrowie) poprawimy tylko tzw. opakowanie. To tak jakby posiadać czyściutkie i wywoskowane auto przed domem, które pod maską nie posiada akumulatora i rdzewieje, nie wspominając o tym, że nie jeździ! I mimo, iż partnerowi stanie… serce, Ty tego nie zauważysz, bo kompleksy przejmą umysł i bardziej będziesz myśleć o zwałku tłuszczu czy zmarszczce niż skupiać się na wywołanej reakcji u płci przeciwnej…  Dlatego warto przede wszystkim skupić się na swoim wnętrzu. Przede wszystkim trzeba pokochać i zaakceptować samą siebie...


      22 cze 2012

      A wszystko zaczęło się po porodzie…

      Macierzyństwo to coś naprawdę wspaniałego. Naprawdę. Są plusy i minusy, zdarza się, że pierwsze kilka miesięcy głównie oscyluje wokół wszelakich załamań, bicia się w pierś i zapytań: dlaczego? (tak, drogie Panie, tak właśnie jest, lecz nie każdy ma jaja by się do tego przyznać), no ale prędzej czy później wychodzimy na prostą .

      Kiedy już mały miś-pyś (czy mysia-pysia) zaczyna być bardziej samodzielny a nawet przesypiać noc, my zaczynamy mieć coraz więcej czasu dla siebie samych (o taaak!) i wtedy dostrzegamy rzeczy, których nie dostrzegałyśmy wcześniej. Nasz wspaniały partner, My same, nasz stan ciała i ducha. Niektóre z nas potrzebują miesiąca inne kilku lat. Nie ma dwóch takich samych osób (Czyż to nie wspaniałe? Każda z nas jest taka nietuzinkowa!!!)

      Ale do tematu... Co wtedy? Panika! A może nawet płacz. Ale spokojnie. Bez nerwów. Damy radę! Wdech. I wydech. Ja dałam. Jestem na to żywym przykładem. I Tobie też się uda. Od czego zacząć? Przede wszystkim od organizacji i konsekwencji! Brzmi prosto? W takim razie zazdroszczę. Bo tak jak mogłabym sobie samej dać Oscara za umiejętności organizacyjne, tak dałabym Złotą Malinę za konsekwencję.


       
      Konsekwencji nauczam się bardzo późno - podczas ciąży, kiedy to słuchając bacznie opinii Pań chciałam ustrzec się przed powstawaniem rozstępów. Stosowałam drogie i droższe kosmetyki: „Wszak to inwestycja we własne ciało! Nie będę na siebie żałować! – myślałam. I z ręką na sercu przyrzekam – byłam konsekwentna. Smarowałam się rano i wieczorem. Czasami uskuteczniałam do tego mały masaż smarowanych okolic brzucha i ud. Jeszcze częściej nie. Ale smarowanie było!
      Ciążą przebiegała bez większych problemów. Nawet tak bardzo nie tyłam (ba! wszak starałam się nie obżerać), ale około 6,5 – 7 miesiąca ciąży mój najwspanialszy synek zaczął przybierać na wadze. To, w połączeniu z wyższym poziomem wód płodowych (lekarzem nie jestem, ale tak to sobie tłumaczę) wpłynęło na przyrost brzucha. Dla mnie brzuch rósł z prędkością światła. Rozstępy zaczęły pokazywać się jak szalone na wspomnianym wcześniej brzuchu, udach i w jeszcze innych miejscach, o których wolę publicznie nie pisać. I nawet moja droga oliwka i balsamy nie były nad tym wszystkim w stanie nadążyć. Nie żałuję, że te mazidła stosowałam. Ani nie żałuję wydanych pieniędzy. Czuję się dobrze, bo wiem, że starałam się zapobiec nieuniknionemu. No cóż, taka skóra. Taki poziom kolagenu. Taka „uroda”.

      Następnie zaczęło się pocieszanie: To samo zginie. Nie martw się. Skóra wróci do siebie. I wiecie co? Ja w to naprawdę wierzyłam! Moja przyjaciółka była żywym przykładem na to, jak można mieć ciało jak modelka – i to po dwóch porodach! Płaski brzuch (absolutnie żadnych znaków ciążowego brzucha), ba! nawet ma zarysy mięśni! Do tego taka szczuplutka dzierlatka (tajemnicza osobistość: 29 lat, 155 cm wzrostu 50 kg żywej wagi). Podkreślam – 6 miesięcy od drugiego porodu! Jedyne co ucierpiało to piersi (ale to tego jeszcze wrócę).

      Po co o tym mówię, pewnie Szanowne Panie się zastanawiają… Po to, by przedstawić powody, dla których czekałam 2 i pół roku na cud – który nie nastąpił. I ostrzegam Was jak tu stoję (przepraszam, siedzę) nie czekajcie na cud! NIE czekajcie na CUD! Proszę brać sprawy w swoje ręce! Jeśli przeszkadza Ci to czy owo, powiadam Ci: konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. A fakt, że dotarłaś do tego akapitu oznacza, że chcesz zmian. A to już 50% sukcesu. Teraz już będzie tylko z górki!