22 cze 2012

A wszystko zaczęło się po porodzie…

Macierzyństwo to coś naprawdę wspaniałego. Naprawdę. Są plusy i minusy, zdarza się, że pierwsze kilka miesięcy głównie oscyluje wokół wszelakich załamań, bicia się w pierś i zapytań: dlaczego? (tak, drogie Panie, tak właśnie jest, lecz nie każdy ma jaja by się do tego przyznać), no ale prędzej czy później wychodzimy na prostą .

Kiedy już mały miś-pyś (czy mysia-pysia) zaczyna być bardziej samodzielny a nawet przesypiać noc, my zaczynamy mieć coraz więcej czasu dla siebie samych (o taaak!) i wtedy dostrzegamy rzeczy, których nie dostrzegałyśmy wcześniej. Nasz wspaniały partner, My same, nasz stan ciała i ducha. Niektóre z nas potrzebują miesiąca inne kilku lat. Nie ma dwóch takich samych osób (Czyż to nie wspaniałe? Każda z nas jest taka nietuzinkowa!!!)

Ale do tematu... Co wtedy? Panika! A może nawet płacz. Ale spokojnie. Bez nerwów. Damy radę! Wdech. I wydech. Ja dałam. Jestem na to żywym przykładem. I Tobie też się uda. Od czego zacząć? Przede wszystkim od organizacji i konsekwencji! Brzmi prosto? W takim razie zazdroszczę. Bo tak jak mogłabym sobie samej dać Oscara za umiejętności organizacyjne, tak dałabym Złotą Malinę za konsekwencję.


 
Konsekwencji nauczam się bardzo późno - podczas ciąży, kiedy to słuchając bacznie opinii Pań chciałam ustrzec się przed powstawaniem rozstępów. Stosowałam drogie i droższe kosmetyki: „Wszak to inwestycja we własne ciało! Nie będę na siebie żałować! – myślałam. I z ręką na sercu przyrzekam – byłam konsekwentna. Smarowałam się rano i wieczorem. Czasami uskuteczniałam do tego mały masaż smarowanych okolic brzucha i ud. Jeszcze częściej nie. Ale smarowanie było!
Ciążą przebiegała bez większych problemów. Nawet tak bardzo nie tyłam (ba! wszak starałam się nie obżerać), ale około 6,5 – 7 miesiąca ciąży mój najwspanialszy synek zaczął przybierać na wadze. To, w połączeniu z wyższym poziomem wód płodowych (lekarzem nie jestem, ale tak to sobie tłumaczę) wpłynęło na przyrost brzucha. Dla mnie brzuch rósł z prędkością światła. Rozstępy zaczęły pokazywać się jak szalone na wspomnianym wcześniej brzuchu, udach i w jeszcze innych miejscach, o których wolę publicznie nie pisać. I nawet moja droga oliwka i balsamy nie były nad tym wszystkim w stanie nadążyć. Nie żałuję, że te mazidła stosowałam. Ani nie żałuję wydanych pieniędzy. Czuję się dobrze, bo wiem, że starałam się zapobiec nieuniknionemu. No cóż, taka skóra. Taki poziom kolagenu. Taka „uroda”.

Następnie zaczęło się pocieszanie: To samo zginie. Nie martw się. Skóra wróci do siebie. I wiecie co? Ja w to naprawdę wierzyłam! Moja przyjaciółka była żywym przykładem na to, jak można mieć ciało jak modelka – i to po dwóch porodach! Płaski brzuch (absolutnie żadnych znaków ciążowego brzucha), ba! nawet ma zarysy mięśni! Do tego taka szczuplutka dzierlatka (tajemnicza osobistość: 29 lat, 155 cm wzrostu 50 kg żywej wagi). Podkreślam – 6 miesięcy od drugiego porodu! Jedyne co ucierpiało to piersi (ale to tego jeszcze wrócę).

Po co o tym mówię, pewnie Szanowne Panie się zastanawiają… Po to, by przedstawić powody, dla których czekałam 2 i pół roku na cud – który nie nastąpił. I ostrzegam Was jak tu stoję (przepraszam, siedzę) nie czekajcie na cud! NIE czekajcie na CUD! Proszę brać sprawy w swoje ręce! Jeśli przeszkadza Ci to czy owo, powiadam Ci: konsekwencja, konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. A fakt, że dotarłaś do tego akapitu oznacza, że chcesz zmian. A to już 50% sukcesu. Teraz już będzie tylko z górki!



2 komentarze:

  1. Sprostowanie - 157cm.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tajemnicza persono, wybacz za to, jakże nieświadome, zaniżenie wzrostu :-)

    Pozdrawiam sredecznie!
    Nadobna.

    OdpowiedzUsuń